środa, 28 października 2015

co robimy w ukryciu

Nie, nie morduje niewinnych wysysając z nich krew, chociaż w sumie krew ma więcej substancji odżywczych niż powietrze. Nawet to treściwe z centrum miasta w sezonie grzewczym.

Tak czy siak jest kilka rzeczy, które da się robić mając tylko neta i jednym z nich jest nauka. Oczywiście przy dwójce dzieci, bez żadnej pomocy przy nich nie da się nauczyć niczego poważnego,ale są kursy internetowe bezpłatne (mooc-e) z których kilku już skorzystałam. Są po angielsku, więc przy okazji można poprawić rozumienie języka no i są z naprawdę różnych dziedzin. Właście kończę "The mind is flat" był przewidziany na 6 tyg ja kończę po 3 miesiacach... Ale co tam, w końcu nikt tego nei sprawdza.

Bywają dni, kiedy po prostu nie mam siły do niczego usiąć, mózg mi nie działa kompletnie.
Mozna sobie wtedy serial obejrzeć w sieci. Alboco.
Internet za darmo nie jest, prąd też nie, ale leci w rachunkach więc jest ok.
Jak skońcę pouczę się o neurobiologii spania. Albo mandaryńskiego. czycoś.

Dziecko 1 ma MDK. Zajęcia w MDKu są fajne bo tanie i fajne (podobno jak piwo jednej ze znanych marek, ale nie będę mówić której bo w sumie się nie zgadzam). No i dziecko ma teatr, taniec, grę na instrumentach, albo piłkę nożną, ping-ponga, czy co tam chce, a oferta jest wielka, w cenie również dla mnie do przyjęcia (czyli w sumie do przyjęcia dla każdego, bo nie znam ludzi aż tak bardzo bez kasy, a przynajmneij nie osobiście).
Raz w miesiacu są biegi dla dzieci (i dorosłych). 2z od dziecka, a impreza zajmująca dzieciom minimum pół dnia.
Są jeszcze zajęcia z wydawnictwem. Zajęcia w bibliotece dziecięcej. Ogólnie jak się jest dzieckiem i nie ma się wielkich wymagań to się znajdzie coś dla siebie.

No i to, że sobie wyobrazam jak z dzieckiem 1 jedziemy konno ku zachodzącemu słońcu ciągle pozostaje w strefie marzeń, no ale chociaż teatr tańca się dziecku 1 udaje.

Dziecko 1 i 2 mają też droższe zajęcia, które są kontynuowane zależnie od chęci ojca biologicznego, co jest bardzo irytujące, ale w tłumie uczuć z poprzedniego postu niewiele zmienia.

Sporo rzeczy też da sie pozyskać. Hitem jest pozyskanie laptopa dla dziecka 1. Działa. Pozyskałam krzesło do biurka, zastawę stołową... nie pozyskałam jeszcze telefonu sensownego dla siebie. a chciałabym taki, zeby moje mooce robić w trakcie dziecięcych zajęć również. Zawsze pozyskiwanie różnych rzeczy dla dzieci wychodzi mi lepiej niż dla siebie samej.
Taka chyba uroda matek. czycoś.


wtorek, 27 października 2015

emocjanalnie

Ta emocjonalna strona to straszna masakra, byłoby prościej bez niej.
Co czuje człowiek biedny?
1) wstyd i powiązana z nim niechęć do siebie. Bo jak można być tak nieogarniętym dorosłym. I jeszcze dzieci w to pakować. To nieładnie, brzydko i nie wypada aż tak sobie życiowo nie radzić
2) lęk, strach, ogólne poczucie zagrożenia. To pierwsze uczucie rano i ostatnie wieczorem. Bo nie wiesz kiedy z domu wylecisz albo kiedy znów w placówkach oświatowych będą na coś zbierać. I już gubisz się w tym co jest niezapłacone najbardziej
3) tu powinien być gniew, ale go nie ma. A szkoda, może by budził, dawał kopa do działania, ale ja czuję smutek, ogromny obezwładniający smutek, w którym wszystko to, co bym mogła ze soba i dziećmi, domem i relacjami społecznymi zrobić miesza się w szarą masę z grudkami i przygniata człowieka od góry i spowalnia i sprawia, że jedyną sensowną aktywnością jest położenie się i poczekania jaż cegła spadnie na głowę.
4) Niechęć do innych. Inni nie są winni temu, że mają więcej kasy. Nie trudno mieć więcej kasy w sumie. Ale i tak paskudne połączenie zazdrości i poczucia niższości wobec innych + osamotnienie w tej sytuacji sprawia, że po prostu położyć się należy w miejscu, w którym nikogo nie ma i tam na tą cegłę czekać.
5) Jeszcze się czuje miłość do dzieci, jakąś chęć chronienia ich, która mówi Ci, że w nieodremontowanym, zabałaganionym domu z Tobą będzie lepiej niż w placówce wychowawczej o czystych ścianach i pogłogach, gdzie dyrektor dostaje 4 tysiaki na dziecko miesięcznie. Gdybym widziała czasem na raz taką sumę, życie byłoby prostsze.Miłość do dzieci dodatkowo napędza pkt. 1
6) jakiekolwiek pozytywy, np. radość taka niepewna i podszyta smutkiem i strachem z każdej strony, związana głównie z tymi momentami, które nie mają nic wspólnego z prawdzitym zyciem i można o tej paskudnej sytuacji zapomnieć.

Jednak wstaję co rano, chociaż to trudne. Jednak myślę o tym, zeby dzieci pozostawic bez większej traumy, jednak chcę być dobrym przykładem, chociaż sprowadzałoby się to (jak najczęściej jest) do grania w warcaby i umiejętności wysłuchania jak dobrze pójdzie i przytulenia dwójki dzieci na raz.. Nie chcę, zeby dzieci poszły w moje ślady, ale też kompletnie nie nadaję się do walki o rzeczywistość i o każdy kolejny dzień egzystencji bo przecież nie życia.

Tyle. Idę spać, jutro kolejna walka.

poniedziałek, 26 października 2015

Wielki sukces

Przeżyłam dzień i to dobrze, bo w sumie egzystowanie z dnia na dzień jest podstawą. Wróciliśmy pieszo, żeby oszczędzić na biletach, godzinka spaceru nie robi w końcu na nas wrażenia. Jutro Dziecko1 idzie na tajne komplety, są daleko, trzeba będzie czymś podjechać.
"Mama, a czemu mogę sobie tylko bułkę kupić?"
Dobrze, że w placówkach oświatowych jest obiad, za który nie mam zaległości w płaceniu, więc Dzieciska dostają chociaż tam coś sensownego.
Są takie krótkie momenty, kiedy jestem w pracy i wykonuję tą bezsensowna rzecz, albo kiedy z kimś fajnym gadam, że na chwilę zapominam o dziurze w koncie i w tym miejscu w mózgu, gdzie u innych ulokowany jest ośrodek zarabiania i inteligencja finansowa.
Koty chodzą głodne. Jeszcze kilka dni na smrodzie po oparach, oby tylko chleba i obkładu starczyło.
Czytam relację z fajnego koncerty na którym mnie nie było, bo w sumie tylko takie rozrywki mnie ostatnio czekają. Darmowe koncerty w plenerze już się skończyły.
Mózg ludzki zabawnie działa, jak funkcjonuje dobrze, to trochę znieczula na rzeczywistość. I właśnie dzisiaj chodziłam troche znieczulona. Może schudnę jeszcze trochę na Sylwestra na przykład. Chociaż nie rozumiem tej motywacji, po prostu bedą mnie fajerwerki budziły. No, ale przynajmniej wiem, że istniejje. Dla niektórych jest ważna.

niedziela, 25 października 2015

Żale i jęki na powitanie

To nie jest blog do czytania tylko do pisania.
To bedą żale i jęki, których nie mam sumienia wylewać na znajomych, zwłaszcza, że pewnie będą sie czuli jakoś zobowiązani w związku z tym zaczną się wycofywać po cichu ze znajomości. Jeśli Cię znam, proszę, nie czytaj tego ;)

Fakty są takie. Lat mam ponad 30 chociaż mniej niż 35. Wykształcenie takie sobie. Pracę z tych, które powinno się wykonywać za studenta przez rodziców dofinansowywanego. I dzieci sztuk dwie. I koty, również dwie sztuki. No i to tyle z tych plusów.
Minus jest jeden, ale wielki i przytłaczający - brak kasy. Po prostu nie mam środków, żeby przeżyć kolejne miesiące w całości. Może jakby dni były o 6 godzin dłuższe a miesiące o jakieś 1,5 tygodnia krótsze to coś bym pokombinowała, ale tak to jedna wielka czarna dupa.
Możliwe, że pieniądze szczęścia nie dają. Nie wiem. Nigdy ich tyle nie miałam, zeby nie były czynnikiem ograniczającym i zaburzającym równowagę.

No i owszem może i powinnam o tym pomyśleć robiąc dzieci, ale też wtedy byłam z kimś z kim miało być tylko lepiej. A przynajmniej wolę to tak pamiętać. Trudno. Chciałabym, żeby tej biedy nie odziedziczyły ale cóż, bogactwa nie odziedziczą na pewno.


A u nas piszczy, skrzeczy i się pruje.
Dzisiaj zaszalałam i kupiłam chleb i mleko.
Dziecko 1 bedzie miało kanapki w szkole i będzie prawie normalnie.
W końcu to koniec długiego miesiąca. Do końca tygodnia może będę miała już pseudo-alimenty wypełniające mi dziurę w koncie w drobnej części.

Premia by się przydała
Albo cegła na głowę.

I ja wcale nie mam deprescji, ja mam po prostu przytłaczający brak środków.

Czytałam kiedyś książkę pani, która opisywała swoje dochodzenie do równowagi finansowej samotnie z czwórką. No ale to było w Niemczech. I tak ją podziwiam.

Marzenia mam wielkie. Zapłacić w końcu do końca mieszkanie. Zasponsorować dzieciom to, co chcą z zajęć pozalekcyjnych (chociaż w sumie i tak dużo robią, ale chciałby więcej). Kupić książkę. Remont jakiś... Zacząć chodzić regularnie do potrzebnego mi lekarza, który pomoże mi się nie skończyć przed dorosłością dzieci. Kupić sobie buty. Moooże pojechać na wakacje na 4 dni z dziećmi do jakiegoś taniego domku w górach. Prawo jazdy zrobić. Pojeździeć jeszcze kiedyś konno. Takie tam szalone marzenia.

A rzeczywistość taka, że każde zakupy to trening matematyki. I tyle.